Kurator: W "Gieksie" trzeba podejmować szybkie decyzje

GKS-em Katowice rządzi od niedawna kurator. Sąd ustanowił nim 27-letniego prawnika Wojciecha Cygana. - Z każdym kolejny przeczytanym przeze mnie dokumentem dotyczącym sytuacji klubu przekonuję się, że pomoc GKS-owi jest rzeczą niezbędną - mówi kurator.

Gabinet Cygana mieści się na pierwszym piętrze stadionu przy ul. Bukowej. Wcześniej gabinet kuratora był po prostu gabinetem prezesa klubu. To tu strategiczne decyzje dla "Gieksy" podejmowali Jan Furtok, a potem Marek Worach. - Tak naprawdę w gabinecie spędzam w ciągu dnia około pół godziny. Moje miejsce pracy jest... wszędzie na stadionie: w pokoju kierownika obiektu, pokoju trenerów, szatni piłkarzy, sekretariacie... Do tego dochodzą spotkania na mieście. To nie jest więc tak, że tylko tu siedzę i przyjmuję gości. Właściwie to pan jest pierwszym, odkąd zostałem kuratorem - uśmiecha się Cygan.

Maciej Blaut: Kiedy otrzymał Pan propozycję pracy na tym stanowisku?

Wojciech Cygan: Niedługo po tym, jak klub zgłosił potrzebę wprowadzenia kuratora, zadzwoniono do mnie z urzędu miasta. W sumie kilka osób z magistratu przekonywało mnie, abym się zgodził.

W tym gronie był Pański ojciec? [Mirosław Cygan jest naczelnikiem wydziału zarządzania kryzysowego UM. Wcześniej był m.in. wiceszefem śląskiej policji i kierownikiem stadionu GKS-u - przyp. red.].

- Fakt, że mój ojciec jest współpracownikiem prezydenta Katowic, pewnie miał jakieś znaczenie przy wyborze mojej osoby, ale jestem przekonany, że nie decydujące. Wcześniej miałem już przecież kontakty zawodowe z urzędem miasta. Zapewniam, że ojciec nie walczył o to, żebym został kuratorem. Radziłem się go w tej sprawie, ale on stwierdził, że to będzie tylko moja decyzja.

Nie bał się Pan, że po przyjęciu tego stanowiska będziecie oskarżani o nepotyzm?

- Przyznam, że miałem chwile zawahania. Świetnie jednak wiem, jakie warunki muszą być spełnione, aby w ogóle można było mówić o nepotyzmie. W tym przypadku nie ma o tym mowy. Musiałem przecież pozamykać wiele moich ścieżek zawodowych. Na dodatek na razie pracuję tu społecznie. Sytuacja klubu jest trudna, więc uznałem, że nie będę dodatkowo na nim żerował.

Czuje się Pan kompetentny do pełnienia funkcji kuratora?

- Wiedza i doświadczenie, które mam, z pewnością wystarczą do wyprowadzenia klubu na prostą. Chodzi także o doświadczenie związane z branżą sportową. Tajemnica adwokacka nie pozwala mi mówić o szczegółach, ale zdradzę, że jedna ze spraw, którą niegdyś prowadziłem, dotyczyła... GKS-u.

Decyzje dotyczące klubu podejmuje Pan samodzielnie?

- Tak. I chyba już to udowodniłem. Zapewniam, że nikt z urzędu miasta nie wydał mi dotąd żadnego polecenia ani nawet mocniejszej sugestii. Ja nawet nie mam możliwości konsultowania się. W klubie wszystko dzieje się bardzo szybko. Przychodzi nagle człowiek, który mówi, że potrzebuje 5 tys. zł, i trzeba szybko zdecydować, czy mu je dać, bo za parę minut przyjdzie inny człowiek, który też powie, że potrzebuje tych pieniędzy. Jeśli bym dzwonił z takimi sprawami do urzędu, to nic by z tego nie było. Z ludźmi z magistratu oczywiście rozmawiam regularnie, ale nie jestem na pozycji wykonawcy. Rozmawiamy jak partnerzy.

Jaka decyzja była do tej pory dla Pana najtrudniejsza?

- Wiedziałem, że największe kontrowersje wywoła zmiana rzecznika. Być może mój komentarz o "zadowoleniu" z tej decyzji byłego rzecznika Piotra Hyli był przekłamaniem, ale na pewno Piotr potwierdziłby, że nie ma do mnie pretensji.

Przeglądając dokumenty finansowe "Gieksy", nie miał Pan ochoty rzucić tej roboty?

- Wręcz przeciwnie. Z każdym kolejnym przeczytanym przeze mnie dokumentem dotyczącym sytuacji klubu przekonuję się, że pomoc GKS-owi jest rzeczą niezbędną.

Ilu wierzycieli klubu już się z Panem kontaktowało?

- Kilkunastu. Powtarzam im zawsze to samo: moje dalsze działanie jest uzależnione od wyników przeprowadzanego w klubie audytu. Nic nie będziemy załatwiać doraźnie. Wierzyciele to rozumieją, tym bardziej że wstępne wyniki audytu powinny być znane jeszcze w tym miesiącu.

Poza audytem w klubie przeprowadzono także inwentaryzację.

- Zajmował się tym zespół ludzi z urzędu miasta i nasi współpracownicy. Bez tego audyt byłby niemożliwy. Z bólem przyznam, że do tej pory w dokumentacji klubu panował chaos - nie była numerowana ani ewidencjonowana. Trzeba było więc wszystko przejrzeć kartka po kartce i uporządkować.

Znane są już Panu wstępne wyniki audytu?

- Dochodzą do mnie różne głosy o sytuacji klubu, i to nie tylko z audytu. Przyznam, że chwilami są zaskakujące. Nie mam jednak na razie pewnych informacji o tym, że w GKS-ie doszło do jakichś nieprawidłowości. Jeśli tak było, to na pewno nie będziemy tego ukrywać.

Czy GKS może liczyć na nowych sponsorów?

- Prowadzę rozmowy z kilkoma firmami. Szczegółów nie zdradzę, ale finalizacji negocjacji można się spodziewać szybko.

A co z inwestorami dla spółki GKS, która ma w nowym sezonie przejąć zarządzanie drużyną? - Znalezienie inwestora to nie jest mój główny cel działalności. Wiem, że takie rozmowy się toczą, niektóre także z moim udziałem. Za wcześnie jednak przesądzać, kiedy spółka przejmie zarządzanie drużyną. Przypomnę, że prezydent Piotr Uszok zadeklarował, że miasto może przejąć w spółce do 30 procent udziałów. Na resztę musi się znaleźć jakiś chętny.

Czy swoje zobowiązanie wobec klubu spłacił już Katowicki Holding Węglowy?

- Z tego co wiem, wszystko zostało rozliczone.

Na ile pieniędzy z magistratu może liczyć w najbliższym czasie klub?

- Jakieś pieniądze już do nas dotarły, ale to była nie kwota, która zabezpiecza wszystkie potrzeby. Wciąż trwają rozmowy o tym, jak urząd może pomóc klubowi.

Rozważa Pan możliwość pracy w GKS-ie także po zakończeniu Pańskiej misji jako kuratora?

- Do tej pory miałem jasne plany zawodowe. Praca w GKS-ie trochę mi je "pokrzyżowała". Jeśli moja działalność w klubie zostanie odebrana pozytywnie i pojawi się jakaś ciekawa propozycja, to z pewnością się nad nią zastanowię.

Na kiedy zwoła Pan walne zebranie członków klubu, które będzie musiało wybrać nowy zarząd?

- Jeszcze w trakcie sezonu zwołam walne, na którym trzeba będzie omówić wyniki audytu. Czy już wtedy dojdzie do wyboru nowych władz? Nie wiem, prawo o stowarzyszeniach daje mi na to pół roku.

To możliwie, aby członkowie stowarzyszenia podczas walnego odebrali miastu kontrolę na klubem?

- Wyobrażam sobie taki scenariusz. Wierzę jednak, że rozsądni członkowie stowarzyszenia tego nie zrobią.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.