Gabinet Cygana mieści się na pierwszym piętrze stadionu przy ul. Bukowej. Wcześniej gabinet kuratora był po prostu gabinetem prezesa klubu. To tu strategiczne decyzje dla "Gieksy" podejmowali Jan Furtok, a potem Marek Worach. - Tak naprawdę w gabinecie spędzam w ciągu dnia około pół godziny. Moje miejsce pracy jest... wszędzie na stadionie: w pokoju kierownika obiektu, pokoju trenerów, szatni piłkarzy, sekretariacie... Do tego dochodzą spotkania na mieście. To nie jest więc tak, że tylko tu siedzę i przyjmuję gości. Właściwie to pan jest pierwszym, odkąd zostałem kuratorem - uśmiecha się Cygan.
Wojciech Cygan: Niedługo po tym, jak klub zgłosił potrzebę wprowadzenia kuratora, zadzwoniono do mnie z urzędu miasta. W sumie kilka osób z magistratu przekonywało mnie, abym się zgodził.
- Fakt, że mój ojciec jest współpracownikiem prezydenta Katowic, pewnie miał jakieś znaczenie przy wyborze mojej osoby, ale jestem przekonany, że nie decydujące. Wcześniej miałem już przecież kontakty zawodowe z urzędem miasta. Zapewniam, że ojciec nie walczył o to, żebym został kuratorem. Radziłem się go w tej sprawie, ale on stwierdził, że to będzie tylko moja decyzja.
- Przyznam, że miałem chwile zawahania. Świetnie jednak wiem, jakie warunki muszą być spełnione, aby w ogóle można było mówić o nepotyzmie. W tym przypadku nie ma o tym mowy. Musiałem przecież pozamykać wiele moich ścieżek zawodowych. Na dodatek na razie pracuję tu społecznie. Sytuacja klubu jest trudna, więc uznałem, że nie będę dodatkowo na nim żerował.
- Wiedza i doświadczenie, które mam, z pewnością wystarczą do wyprowadzenia klubu na prostą. Chodzi także o doświadczenie związane z branżą sportową. Tajemnica adwokacka nie pozwala mi mówić o szczegółach, ale zdradzę, że jedna ze spraw, którą niegdyś prowadziłem, dotyczyła... GKS-u.
- Tak. I chyba już to udowodniłem. Zapewniam, że nikt z urzędu miasta nie wydał mi dotąd żadnego polecenia ani nawet mocniejszej sugestii. Ja nawet nie mam możliwości konsultowania się. W klubie wszystko dzieje się bardzo szybko. Przychodzi nagle człowiek, który mówi, że potrzebuje 5 tys. zł, i trzeba szybko zdecydować, czy mu je dać, bo za parę minut przyjdzie inny człowiek, który też powie, że potrzebuje tych pieniędzy. Jeśli bym dzwonił z takimi sprawami do urzędu, to nic by z tego nie było. Z ludźmi z magistratu oczywiście rozmawiam regularnie, ale nie jestem na pozycji wykonawcy. Rozmawiamy jak partnerzy.
- Wiedziałem, że największe kontrowersje wywoła zmiana rzecznika. Być może mój komentarz o "zadowoleniu" z tej decyzji byłego rzecznika Piotra Hyli był przekłamaniem, ale na pewno Piotr potwierdziłby, że nie ma do mnie pretensji.
- Wręcz przeciwnie. Z każdym kolejnym przeczytanym przeze mnie dokumentem dotyczącym sytuacji klubu przekonuję się, że pomoc GKS-owi jest rzeczą niezbędną.
- Kilkunastu. Powtarzam im zawsze to samo: moje dalsze działanie jest uzależnione od wyników przeprowadzanego w klubie audytu. Nic nie będziemy załatwiać doraźnie. Wierzyciele to rozumieją, tym bardziej że wstępne wyniki audytu powinny być znane jeszcze w tym miesiącu.
- Zajmował się tym zespół ludzi z urzędu miasta i nasi współpracownicy. Bez tego audyt byłby niemożliwy. Z bólem przyznam, że do tej pory w dokumentacji klubu panował chaos - nie była numerowana ani ewidencjonowana. Trzeba było więc wszystko przejrzeć kartka po kartce i uporządkować.
- Dochodzą do mnie różne głosy o sytuacji klubu, i to nie tylko z audytu. Przyznam, że chwilami są zaskakujące. Nie mam jednak na razie pewnych informacji o tym, że w GKS-ie doszło do jakichś nieprawidłowości. Jeśli tak było, to na pewno nie będziemy tego ukrywać.
- Prowadzę rozmowy z kilkoma firmami. Szczegółów nie zdradzę, ale finalizacji negocjacji można się spodziewać szybko.
A co z inwestorami dla spółki GKS, która ma w nowym sezonie przejąć zarządzanie drużyną? - Znalezienie inwestora to nie jest mój główny cel działalności. Wiem, że takie rozmowy się toczą, niektóre także z moim udziałem. Za wcześnie jednak przesądzać, kiedy spółka przejmie zarządzanie drużyną. Przypomnę, że prezydent Piotr Uszok zadeklarował, że miasto może przejąć w spółce do 30 procent udziałów. Na resztę musi się znaleźć jakiś chętny.
- Z tego co wiem, wszystko zostało rozliczone.
- Jakieś pieniądze już do nas dotarły, ale to była nie kwota, która zabezpiecza wszystkie potrzeby. Wciąż trwają rozmowy o tym, jak urząd może pomóc klubowi.
- Do tej pory miałem jasne plany zawodowe. Praca w GKS-ie trochę mi je "pokrzyżowała". Jeśli moja działalność w klubie zostanie odebrana pozytywnie i pojawi się jakaś ciekawa propozycja, to z pewnością się nad nią zastanowię.
- Jeszcze w trakcie sezonu zwołam walne, na którym trzeba będzie omówić wyniki audytu. Czy już wtedy dojdzie do wyboru nowych władz? Nie wiem, prawo o stowarzyszeniach daje mi na to pół roku.
- Wyobrażam sobie taki scenariusz. Wierzę jednak, że rozsądni członkowie stowarzyszenia tego nie zrobią.